piątek, 31 sierpnia 2012

Lekki deser kokosowo-malinowy z kruszonką.

W moim ulubionym sklepie na literę "L" w końcu przeceniono mleko kokosowe. Nabyłam już 3 puszki, a to na pewno nie koniec. Co więcej, na bazie tego deseru zrobię moje urodzinowe ciasto już za tydzień :) 
Jak dla mnie deser jest obłędny i idealny. Ma świetną konsystencję, idealną słodkość, połączenie gładkiego, kremowego musu z chrupiącą, słodziutką kruszonką. Do tego ten kokosowy posmak. Jest to deser idealny, który podbił moje serce również swoją niską kalorycznością - jedna porcja to tylko ok. 200kcal! (w zależności od tego jakiego serka i jogurtu użyjemy).
Przepis na 4 porcje:
2/3 puszki mleka kokosowego (bez wody)
150g serka homogenizowanego
200g jogurtu naturalnego
1 łyżka Stevii
300g malin
2 łyżeczki żelatyny
1/3 szkl wrzątku

Na kruszonkę:
3 łyżki płatków owsianych
1 łyżka otrębów (u mnie miks)
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka masła

Masa:
Puszkę mleczka kokosowego wstawiamy na noc do lodówki - powinno być gęstą masą z odrobiną wody kokosowej (to z Lidla jest takie zawsze, chyba bardzo długo stoi). 2 łyżeczki żelatyny zalewamy wrzątkiem i  mieszam y, aż się rozpuści. Odstawiamy do wystudzenia. 
Przekładamy 2/3 masy z puszki do miski i miksujemy mikserem około 3 minuty. Następnie dodajemy serek, jogurt i Stevię. Miksujemy. Gdy żelatyna wystygnie dodajemy ją do miski w trakcie miksowania. Ok. 200g malin kroimy niedbale (niezbyt drobno, mają po prostu być w kawałkach). Dodajemy do masy i mieszamy łyżką. Przekładamy do szklanek, pucharków lub miseczek.

Kruszonka:
Wszystkie składniki wrzucamy do miski i łączymy - najlepiej chyba palcami, aż się połączą. Rozkładamy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy około 15 minut - aż nabiorą złoto-brązowego koloru. Odstawiamy do wystudzenia.

Nakładamy kruszonkę na wierzch deseru, następnie dekorujemy malinami i listkami mięty.
Można też kruszonkę wykonać na samym początku i ułożyć deser warstwowo (masa, kruszonka, masa, kruszonka, maliny) bo połączenie smaków jest genialne. Kruszonki trochę zostaje, więc wystarczy, a my dosypywaliśmy sobie ją w trakcie jedzenia.
 
Przepis dodaję do akcji Kuchnia 24/7. Często wieczorem odzywa się mój głód cukrowy. Wtedy daję się skusić na lekki, pyszny deser w ramach ostatniego posiłku - ten jest jednym z najpyszniejszych, jakie w życiu jadłam.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Relacja z warsztatów gotowania Witalność na talerzu.

Osoby, które regularnie zaglądają na mój fanpage na facebook'u, zapewne widziały informacje o Warsztatach gotowania z dietetykiem Witalność na talerzu. W poprzedni weekend (piątek) miałam przyjemność brać w nich udział i chcę się podzielić z Wami wrażeniami.
Osobiście, nie miałam żadnych konkretnych zapytań czy aspektów, na których chciałabym się skupić, bądź dowiedzieć więcej. Na samym warsztatach jednak, dowiedziałam się, że była taka możliwość - znalazła się osoba szukająca wskazówek w diecie bezglutenowej, mama wegetarianka mająca kilka pytań odnośnie karmienia maluszka oraz osoba, która nie może jeść warzyw psiankowatych. Nawet jeśli temat nie był szeroko omawiany na samych zajęciach to dziewczyny przygotowywały dodatkowe, indywidualne wskazówki. Myślę, że to fajna opcja dla osób, które mają konkretne problemy żywieniowe i nie mogą sobie z nimi poradzić.
Warsztaty były przygotowane w oparciu o menu, które wszyscy uczestnicy dostali również w wersji papierowej - łącznie z przepisami. Nie mogę co prawda za bardzo zdradzać szczegółów, ale opowiem Wam mniej więcej, jakie smakołyki mieliśmy okazję jeść i przygotowywać.
Na wejściu zostawiliśmy przywitani pysznymi, jeszcze ciepłymi muffinami (oczywiście bez cukru i glutenu) i korzennym napojem (diablo pikantny, ale w zestawie dostaliśmy również na szczęście naturalne mleko sojowe). Następnie dostaliśmy propozycję śniadaniową na słodko (z kaszą jaglaną) - wiem, że na pewno nie raz będę jeść podobne śniadania, szczególnie, że ostatnio zapoznałam się z kaszą jaglaną właśnie.
Jednym z ćwiczeń, które podobały mi się najbardziej, było przygotowywanie past kanapkowych. Każdy miał różnorodność i dowolność składników, przypraw i dodatków. Wyszła mi naprawdę pyszna pasta, którą koniecznie muszę zrobić w domu.
Warto zaznaczyć, że warsztaty były prowadzone w oparciu wyłącznie o produkty wegańskie (absolutnie nic pochodzenia zwierzęcego). Dzięki temu właśnie oswoiłam się z tofu!
W przepisach dziewczyny pokazały sporo fajnych zamienników dla niezdrowych produktów oraz sposoby na wykorzystanie produktów, które świetnie znamy i lubimy, a niekoniecznie domyślilibyśmy w jak bardzo  kreatywny sposób można je wykorzystać.
Prowadzące próbowały również przemycić nieco informacji o wchłanianiu cennych składników odżywczych (jak np. wapnia). Wiadomo jednak, że takie informacje bardzo opornie wchodzą do głowy i ciężko jest je zapamiętać. Na szczęście dostaliśmy ściągawki, do których możemy zaglądać w potrzebie.
Moim skromnym zdaniem, warsztaty były za krótkie (trwają 3 godziny). Może to dlatego, że jechałam specjalnie na nie do Warszawy? Trzeba jednak przyznać, że warsztaty są mądrze zaplanowane (nawet na krótkie zajęcia, ilość przygotowań zapewne jest ogromna), a cena jest adekwatna i moim zdaniem niewysoka - szczególnie, że często można wygrać zniżki (nawet do 50%). Jeśli chcecie zgarnąć zniżki, obserwujcie fanpage Witalność na talerzu, na którym znajdziecie wszystkie aktualności. Faktem jest, że dziewczyny pokazują, że wcale w nie długim czasie można przygotować naprawdę świetne potrawy.
Warsztaty polecam przede wszystkim osobom z niewielką wiedzą o zdrowym odżywianiu, a także tym, którzy zmuszeni są zmiany nawyków żywieniowych ze względów zdrowotnych - na przykład do wykluczenia z diety glutenu lub produktów pochodzenia zwierzęcego. Ja trochę wiedzy i zdrowym żywieniu mam, ale poznałam kilka sposobów na zastępowanie produktów zwierzęcych, zrobiłam pyszną i zdrową pastę kanapkową, mam przepis na fantastyczne burgery z ciecierzycy i wspaniałe muffiny. Mieliśmy okazję zjeść też pyszny deser, czyli zdrowe trufle - kiedyś robiłam bardzo podobne - pycha!
Więcej o samych warsztatach dowiecie się na ich stronie internetowej.
Warsztaty odbywają się co miesiąc - następna edycja w piątek, 21 września.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Cukinia smażona w cieście.

Dostałam dwie cukinie giganty prosto z działki. Myślałam o cieście, może muffinach, ale w końcu okazało się, że potrzebujemy czegoś na obiad. Za oknem wiatr hulał tak, że głowy urywało i stwierdziliśmy, że żadna siła nas z domu nie wyciągnie. Tak właśnie wpadłam na pomysł smażonej cukinii, która lata świetlne temu robiła w domu mama. Tutaj w zdrowszej wersji. Wbrew pozorom ("Nie najem się tym! Przecież to sama cukinia!") polecam je na obiad, bo są bardzo sycące.
Przepis na 2 porcje:
1 wielka cukinia lub 2 średnie
1/4 szkl mąki żytniej pełnoziarnistej
1/2 szkl mąki pszennej pełnoziarnistej
1/4 szkl otrębów (u mnie miks)
1 jajko
1 szkl zimnej wody
1 opakowanie przyprawy Kamis Fit up do zup
sól morska i pieprz
zioła świeże lub suszone

Robimy ciasto podobne do naleśnikowego, tylko duże gęstsze. Mieszamy w misce mąki, otręby, jajko i dolewamy wody, aby otrzymać gęstą konsystencję (u mnie około 1 szklanki). Przyprawiamy mocno - sporo soli, bo nie solimy samej cukinii, dużo pieprzu. Można dodać jakiejś ostrej przyprawy - musimy pamiętać, że sama cukinia ma niewiele smaku. Ja używałam głównie przypraw Kamis, bo takie obecnie posiadam, w tym piekielną przyprawę z młynka, sól ziołową, zioła sałatkowe z lawendą i oczywiście Kamis  Fit up do zup. Do tego suszone i świeże zioła.
Cukinią myjemy, osuszamy i kroimy w centymetrowe plasterki. Każdy obtaczamy w cieście i smażymy na patelni (na oleju - ja używam ostatnio kokosowego). Smażymy na złoty kolor.
My jedliśmy placuszki bez dodatków, posypane jedynie świeżymi ziołami - tymiankiem i oregano. Jednak świetnie pasuje do nich ketchup (szczególnie domowy), dipy i sosy (polecam czosnkowy). 
O produktach firmy Kamis z linii Fit up, testowaniu ich produktów pisałam przy Roladkach z kurczaka.Znów, dla ciekawskich, podaję skład przyprawy Kamis Fit up do zup z dodatkiem błonnika i lubczykiem: czosnek, natka pietruszki, oregano, ekstrakt drożdżowy, liście pokrzywy, błonnik owsiany, natka lubczyku , bazylia, tymianek, cząber, majeranek.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Sałatka z kaszą jaglaną.

Uwierzycie, że to moja pierwsza przygoda z kaszą jaglaną? Woreczek leżał w szafce już od kilku miesięcy, ale podchodziłam do niej bardzo nieufnie i zawsze odwlekałam użycie jej na później. Czemu w ogóle tak się na nią uparłam? Bo kasza jaglana jest bardzo zdrowa - spotkałam się nawet ze stwierdzeniem, że jest królową kasz. Jest najlepszym źródłem żelaza ze wszystkich kasz. Ostatnio też bardzo rzadko jem mięso, a ta kasza jest źródłem pełnowartościowego białka. Zawiera także rzadko spotykaną w produktach spożywczych krzemionkę, która  korzystnie wpływa na wygląd skóry, paznokci i włosów. 

Z sałatkami często jest taki problem, że szybko jesteśmy znowu głodni. Jeśli dodamy do sałatki pełnowartościowych węglowodanów, zapewni nam ona sytość na długi czas. Ta sałatka świetnie nadaje się też do zapakowania w pudełko do pracy. Nie wymaga dodatkowego solenia, więc nie puści wody i nie zamieni się w zupę warzywną.
Przepis na 1 porcję:
1/4  opakowania miksu sałat (lub dowolna sałata)
30g kaszy jaglanej
1/4 krążka sera camembert o obniżonej zawartości tłuszczu (13%)
1/2 cebulki
3 suszone pomidory
kiełki brokuła
pieprz

Kaszę gotujemy według instrukcji na opakowaniu (aby ugotowała się nasypko nie należy jej mieszać), po czym odstawiamy do wystudzenia. Ja do gotowania kaszy dodałam trochę ziół sałatkowych, dzięki czemu kasza nabrała świetnego aromatu.
Na talerzu rozkładamy sałatę, posypujemy kaszą jaglaną. Cebulę kroimy w cieniutkie piórka, suszone pomidory w paski, camemberta w niewielkie plasterki. Rozkładamy wszystko na talerzu. Całość posypujemy kiełkami i pieprzem.
Przepis dodaję do akcji Kuchnia 24/7. Jest idealna na drugi posiłek, u mnie lunch - szybki w biegu, a co więcej jest to sałatka idealna do zapakowania w lunchbox na wynos.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Faszerowane ziołowe pomidory

Dzisiaj przygotowałam dla Was post o zabarwieniu humorystycznym. Często czytam zarzuty czytelników, że na blogach to wszystko wygląda cudownie, a jak się robi samemu to już niekoniecznie. Albo ludzie mi mówią "ty to tak świetnie gotujesz, ja tak nie umiem". Prawda jest taka, że i mi czasem coś nie wychodzi. Po prostu się nie poddaję i dopiero za drugim podejściem do przepisu danie wychodzi tak, jak powinno. Myślę, że to normalne :)
Poniżej znajdziecie przepis na faszerowane pomidory. Moim błędem było to, że po pierwsze wzięłam wielkie pomidory, a po drugie zostawiłam za cienkie ścianki. Pomidory wyszły pyszne, ale wizualnie - mało atrakcyjne :) Cóż, następnym razem na pewno wyjdą idealne!
Przepis:
6 średnich pomidorów (nie mogą być miękkie)
65g ryżu (użyłam basmati)
1 opakowanie Kamis Fit up do makaronów
świeże zioła (bazylia, oregano i tymianek)
2 łyżki startego parmezanu
1 mała cebula
3-4 ząbki czosnku
świeżo mielony pieprz
sól morska
1 łyżka oliwy

Ryż gotujemy według instrukcji na opakowaniu, po czym odstawiamy do przestygnięcia. Pomidory myjemy i odcinamy im "kapelusze". Nad miską (aby złapać cały sok) drążymy środki - uważając aby nie uszkodzić pomidorów i nie zostawić zbyt cienkich ścianek.Cebulę, czosnek i zioła siekamy drobno.
Na oliwie szklimy cebulę i dodajemy wydrążony miąższ z pomidorów. Dusimy mieszając od czasu do czasu, aż odparuje się woda. Dodajemy czosnek i zioła. Na koniec dodajemy ryż i przyprawy. Mieszamy całość, smażymy razem około 2 minuty, po czym odstawiamy do wystygnięcia (mieszamy co jakiś czas).
Naczynie żaroodporne smarujemy odrobiną oliwy. Do farszu dosypujemy parmezan, nakładamy farsz do pomidorów, przykrywamy kapeluszami układamy w naczyniu żaroodpornym. Pieczemy około 20 minut w 160 stopniach.
 

piątek, 24 sierpnia 2012

Recenzja książki Fotografia Kulinarna i KONKURS.

Dzięki wydawnictwu Helion dostałam książkę Nicole S. Young  Fotografia kulinarna od zdjęcia do arcydzieła, aby napisać dla Was recenzję. Zapraszam do lektury :)
Nie tak dawno temu stałam się szczęśliwą posiadaczką lustrzanki cyfrowej. Jakość moich zdjęć poprawiła się od razu, ale szybko okazało się, że jeszcze długa droga przede mną. Odkrywanie nowych funkcji aparatu, dobieranie odpowiedniego oświetlenia i kompozycji, nauka stylizacji potraw – jest naprawdę wiele do nauczenia się. Internet, jak wiadomo, pełny jest informacji – niestety zarówno tych przydatnych, jak i tych mieszających w głowie. Wyszukanie tych, które faktycznie były dla mnie pomocne zajęło mi sporo czasu.
Książka Nicole S. Young zbiera zawiera wszystkie przydatne informacje zarówno dla początkujących i tych już nieco zaawansowanych. Często, przy robieniu zdjęć ugotowanej przez nas potrawy, mamy w głowie obraz tego, jak zdjęcie jak powinno wyglądać. Jednak często „pstrykamy” i wychodzi nam coś zupełnie innego, dalekiego od naszych oczekiwań. Książka ta, pomoże nam osiągnąć to, co byśmy chcieli.

Książka jest podzielona na siedem rozdziałów. Pierwszy to wyjaśnienie podstaw fotografii. Pojęcia takie jak czułość iso, głębia ostrości czy bilans bieli przestaną być dla nas zagadką. Jest to raptem szesnaście stron, więc myślę, że jest to dla tych, którzy znają już podstawy fotografii i są obeznani z posiadanym przez siebie sprzętem fotograficznym i można potraktować go jako przypomnienie, bądź doprecyzowanie.
Drugi rozdział poświęcony jest sprzętowi foto – aparatom, obiektywom i akcesoriom. Jeśli już zainwestowaliśmy w aparat i nie zamierzamy go zmieniać w najbliższym czasie będzie to dla nas rozdział nieco nieprzydatny. Natomiast jeśli stoimy nadal przed (niesamowicie trudnym zresztą) wyborem sprzętu, który będzie nam towarzyszyć przez (zazwyczaj) długi okres czasu – ten rozdział może nam się bardzo przydać, pomóc i ułatwić wybór.
Trzeci wyjaśnia zagadnienia odnośnie oświetlenia – wyjaśnia jakie są rodzaje światła, jak je widzieć, zrozumieć i oswoić. Niesamowicie przydatne dla mnie okazały się rysunki, pokazujące ustawienie potrawy względem oświetlenia i rozmieszczenia blend. Zdjęcia przy sztucznym oświetleniu robiłam na razie zaledwie kilka razy (zazwyczaj korzystam ze światła dziennego), ale miałam okazję zastosować wskazówki z książki. Dzięki temu naprawdę zauważyłam progres na zdjęciach.
W czwartym rozdziale autorka zdradza nieco swoich sekretów odnośnie stylizacji i prezentacji potraw. Podaje sporo naprawdę przydatnych sztuczek i trików, których używa. Nie są to aż tak dziwne propozycje, jak w niektórych książkach o fotografii żywności z którymi się spotkałam (jak np. używanie lakieru do włosów, opalanie surowego mięsa i ryb palnikiem, czy też używania zamienników produktów spożywczych). Raczej są to drobne sztuczki, które ułatwią nam fotografowanie.
Kolejny rozdział omawia zagadnienia związane z kadrowaniem, ostrością i perspektywą. Zapoznajemy się z zasadami kadrowania. Autorka także pokazuje na co powinniśmy zwracać uwagę przy robieniu kompozycji do zdjęcia – nawet porusza temat kolorów.
Szósty rozdział to praktyczny poradnik obróbki zdjęć w programie Photoshop. Tu muszę przyznać, że byłabym bardziej zadowolona, gdyby mowa była o programie Adobe Lightroom, który jest znacznie tańszy i bardziej dostępny dla przeciętnego śmiertelnika niż Adobe Photoshop, który kosztuje niemałe pieniądze i najczęściej używany jest przez profesjonalistów, zajmujących się grafiką. Doświadczenie z Photoshopem również mam i muszę przyznać, że ten krótki poradnik jest świetnie opisany, wyjaśnia podstawowe pojęcia przydatne przy korzystaniu z programu. Wszystko jest opisane krok po kroku, więc nawet początkujący da sobie radę.
Ostatni, siódmy rozdział nosi tytuł Za kulisami i pokazuje cały proces sesji zdjęciowych – począwszy od umiejętnego nakładania potrawy na talerz, dopasowywania oświetlenia, różnych ujęć po obróbkę zdjęcia na komputerze i efekt końcowy.

Największe plusy tej książki według mnie to:
- naprawdę świetny jest ostatni rozdział, bardzo pomocny przy fotografii kulinarnej
- najbardziej pomogły mi rysunki, objaśniające ustawienie całego zestawu (gdzie jest źródło światła, aparat, blendy itp)
- wkładki między rozdziałami pt. Omawiamy zdjęcie, opatrzony pomocnymi strzałkami, zwraca uwagę na ważne w fotografii kulinarnej szczegóły
- poradnik obróbki zdjęć, pomagający poradzić sobie z najczęstszymi problemami, które przytrafiają się przy fotografii kulinarnej

Nie posiadam niestety poprzedniej książki o fotografii kulinarnej, która również ukazała się nakładem wydawnictwa Helion - książki Helene Dujardin Ujęcia ze smakiem, więc nie mam porównania między tymi dwoma pozycjami. Jednak jestem pewna, że książka Od zdjęcia do arcydzieła pomogła mi robić lepsze zdjęcia. Zawiera naprawdę dużo cennych wskazówek – nawet jeśli nie chcemy zajmować się fotografią kulinarną zawodowo, a po prostu robić dobre, apetycznie wyglądające zdjęcia na kulinarnego bloga. Myślę, że jest to podstawowa pozycja, której nie może zabraknąć w naszej domowej biblioteczce.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion dostałam jeden bonusowy egzemplarz książki dla czytelników mojego bloga. Jeśli macie chrapkę na książkę Fotografia kulinarna od zdjęcia do arcydzieła zapraszam do konkursu.

Aby wziąć udział w konkursie należy:
- polubić mój fanpage na facebook’u
- wysłać mi swoje zdjęcie kulinarne – takie które uważacie za swoje najbardziej udane, z którego jesteście najbardziej zadowoleni
- zdjęcie należy wysłać do 31 sierpnia na adres feedmebetter@o2.pl w tytule wiadomości wpisując „konkurs fotograficzny”
- wyniki podam na blogu 2 września

Zapraszam do udziału w konkursie :)

czwartek, 23 sierpnia 2012

Zdrowa przekąska - chrupki z ciecierzycy.

Podobno ludzie dzielą się na tych, którzy uwielbiają słodycze i takich, którzy wolą słone przekąski. Dzisiaj mała propozycja dla tych, którzy są na diecie, lub po prostu starają się unikać niezdrowego, przetworzonego jedzenia, a uwielbiają słone przekąski typu paluszki, solone orzeszki, precelki, chipsy czy popcorn. Alternatywa znacznie zdrowsza, a równie pyszna.
Przepis:
150g suchej ciecierzycy
3-4 łyżki oliwy z oliwek
sól morska
ostra papryka mielona
pieprz kolorowy
czosnek w płatkach mielony
zioła prowansalskie.


Ciecierzycę namaczamy w misce z wodą na całą noc. Po tym czasie płuczemy i gotujemy według instrukcji na opakowaniu. Odcedzamy i odstawiamy w misce do wystudzenia, mieszając do czasu do czasu.

Do ciecierzycy wlewamy oliwę z oliwek i mieszamy, aby wszystkie ziarenka się nawilżyły. Dodajemy dowolne przyprawy - według gustu i uznania. U mnie: czosnek mielony, pieprz kolorowy, ostra przyprawa, zioła prowansalskie.Obtaczamy dokładnie ciecierzycę w ziołach.
Wykładamy ciecierzycę na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy około 40 minut - na ładny, zarumieniony złoty kolor.
Są pyszne zarówno na ciepło, jak i na zimno. Przechowujemy je w zamykanym pojemniku - jeśli tego nie zrobimy staną się bardzo twarde. Mogą sobie leżakować bardzo długo.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Roladki z kurczaka na sałacie.

Kiedy napisała do mnie firma Kamis z propozycją napisania recenzji ich produktów z serii Kamis Fit up z radości podskoczyłam aż pod sufit. Prawda jest taka, że używam ich od dawna - od czasów, kiedy to zaczęłam przykładać większą uwagę do składów produktów. 
Zaczęło się tak naprawdę od Dukana, kiedy to w przyprawach nie mogło być dodatku cukru. Dieta była fatalna i niezdrowa, ale stworzyła u mnie bardzo dobry nawyk - czytania etykiet, kupowanych przeze mnie produktów. Potem moja wiedza na temat żywności zaczęła się nieco zwiększać. W używanych przeze mnie przyprawach nie mogło być soli i glutaminianu sodu. Teraz po prostu nie kupuję żadnych, które w składzie zawierają powyższe, skrobię modyfikowaną lub jakiekolwiek składniki, których nazwy ciężko jest wymówić.
Kamis Fit up zawsze mam w swojej kuchni, skład przypraw jest w pełni naturalny, nie zawierają żadnych świństw i dlatego też stwierdziłam, że bardzo chętnie Wam go polecę.
Postanowiłam pokazać Wam mój pomysł na pyszne i zdrowe danie: wspaniałą sałatę z sosem sałatkowym i faszerowane  roladki z kurczaka z wykorzystaniem przyprawy do... makaronu. Bo przecież kreatywność w kuchni to podstawa! A ta właśnie przyprawa - z dodatkiem błonnika i suszonych pomidorów jest jedną z moich najulubieńszych.
Faszerowane roladki z kurczaka (2 porcje):
1 podwójna pierś z kurczaka
3-4 pomidory suszone
1/2 kulki mozzarelli (opcjonalnie light)
pesto z suszonych pomidorów (domowe lub np. z Lidla)
przyprawa Kamis Fit up do makaronów
sól morska
pieprz

Pierś z kurczaka myjemy, oczyszczamy i rozdzielamy na dwa filety. Rozbijamy je tłuczkiem bardzo cienko (najlepiej przez woreczek lub folię spożywczą). Jedną stronę posypujemy tylko przyprawą Fit up do makaronów, solą i pieprzem, a drugą najpierw smarujemy pesto, posypujemy solą i pieprzem i obficie przyprawą. Układamy pasek pokrojonych w paseczki suszonych pomidorów i sera mozzarella. 
Zawijamy roladki, można pomóc sobie wykałaczkami, aby się nie rozwijały. Zawijamy każdą roladkę w folię aluminiową i wstawiamy do piekarnika (nagrzanego do 180 stopni). Pieczemy około 30 minut. Po tym czasie rozchylamy folię i pieczemy jeszcze 10 minut. 
Ja przygotowałam sobie roladki poprzedniego dnia, aby zdążyły się lepiej "przegryźć", a następnego odgrzałam je na patelni. Podałam je na pysznej sałacie - przepis poniżej.
Sałatka:
3/4 opakowania miksu sałat z rukolą
1/2 kulki mozzarelli (pozostałej z kurczaka)
kiełki brokuła
pomidorki koktajlowe
1/2 dojrzałego awokado
sos sałatkowy Kamis Fit up włoski - z truskawkami i szałwią

Do szklanki wlewamy 3 łyżki oliwy z oliwek i 1 łyżkę octu winnego (lubię sos bardziej skoncentrowany niż sugerowane jest na opakowaniu). Dosypujemy zawartość opakowania sosu sałatkowego Fit up i mieszamy dokładnie. Odstawiamy na kilka minut.
Sałatę wrzucamy do miski, dodajemy kiełki brokuła i umyte pomidorki. Mozzarellę siekamy drobno, awokado kroimy na pół, po czym kroimy na plasterki.  Mieszamy wszystko razem.
Zawartość szklaneczki z sosem mieszamy dokładnie jeszcze raz, wlewamy do miski z sałatkę i mieszamy całość. Od razu podajemy.
Dla ciekawskich, tak jak ja podaję skład użytych produktów Kamis Fit up:
sos sałatkowy: czosnek, błonnik owsiany, tymianek, rozmaryn, majeranek, bazylia, suszona truskawka, szałwia, pieprz czarny
przyprawa: suszone pomidory, czosnek, oregano, bazylia, błonnik owsiany, papryka, szczypiorek, natka pietruszki

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Pełnoziarnisty placek ze śliwkami.

Najprostszy, a nawet wręcz banalny. Zwykły placek ze śliwkami. Nie może się nie udać i jest ekspresowy w wykonaniu. Śliwki można też zastąpić dowolnymi, sezonowymi owocami. Idealne ciasto do popołudniowej kawy lub herbaty. A niektórzy potrafią nawet jeść go na śniadanie :)
Opierałam się na tym przepisie, ale po pierwsze z braku masła zastąpiłam je margaryną roślinną do pieczenia, a w trakcie okazało się, że trzeba dać więcej mleka - dałam o jakieś 1/3 szklanki więcej.
Przepis:
250g mąki pełnoziarnistej
150g masła
100g cukru (może być brązowy, słodzik lub Stevia)
4 jajka
szczypta soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
700g śliwek wypestkowanych, przekrojonych na połówki
4 łyżki mleka + 1/3 szklanki

Przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Ucieramy mikserem masło. Gdy będzie jasne i puszyste dodajemy sól i cukier, ucieramy. Następnie pojedynczo wbijamy jajka, nadal miksując. Dodajemy przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Na końcu dodajemy powoli mleko. Konsystencja ciasta powinna być bardzo gęsta, ale nadal płynna. Przelewamy do formy(35x23cm), wyłożonej papierem do pieczenia, na wierzchu gęsto układamy śliwki (skórką do dołu), dociskając je lekko. Pieczemy ok. 40-45 minut (na złoty kolor) w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

piątek, 17 sierpnia 2012

Dietetyczny deser - pudding z sosem.

Pudding odkryłam przy okazji akcji śniadaniowej. Wtedy był to waniliowy pudding z sosem jagodowym. Tym razem postanowiłam zrobić go w formie deserowej - z dodatkiem karobu (można użyć kakao) i ponownie sosem z owoców - tym razem śliwek. Dodałam też otręby, ale nie jest to koniecznie - jeśli lubimy gładką konsystencję a'la panna cotta to lepiej ich nie dodawać.
Deser jest lekki, ale jednocześnie sycący. Kaloryczność całej porcji to jedynie 280kcal.
Na 1 porcję puddingu:
2,5 łyżki kaszy manny
1 i 1/3 szkl mleka wymieszanego z wodą (u mnie pół na pół)
Miód, cukier  lub słodzik (u mnie łyżeczka Stevii)
1 łyżeczka karobu
1 łyżka otrębów

W garnuszku zalewamy 3/4 z naszej porcji mleka z wodą, a w pozostałej części dokładnie rozmieszać kaszę. Do gotującego się mleka wlewamy kaszę i ciągle mieszamy. Gotujemy kaszę na malutkim ogniu, ciągle mieszając, aby jej nie przypalić. Dodajemy karob i otręby. Gotujemy, aż zgęstnieje. Przelewamy do miseczki, gdy wystygnie przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do lodówki na całą noc lub przynajmniej na kilka godzin.
Na sos:
50ml wody
4 duże śliwki
1 łyżka brązowego cukru

Do garnuszka wlewamy wodę, wsypujemy cukier i pokrojone na kawałki śliwki. Gotujemy mieszając co jakiś czas, aż woda lekko odparuje i otrzymamy gęsty sos. Lekko przestudzić.

środa, 15 sierpnia 2012

Makaron z sosem kurkowym z tymiankiem.

Sos kurkowy śni mi się po nocach w zimie. Uwielbiam sos grzybowy zawsze, wszędzie i do wszystkiego. Najlepszy jest chyba w najprostszej wersji - bez dodatków, które zabijają smak grzybów. Z makaronem lub ziemniakami, które stanowią idealne tło dla sosu. Makaron z sosem kurkowym jest chyba moim numerem jeden. W sezonie na kurki staram się go zjeść przynajmniej raz, a najlepiej dziesięć. Najlepiej z dużą ilością świeżego tymianku i świeżo zmielonego pieprzu.
Przepis (na 2 porcje):
200g makaronu
250g kurek
100ml śmietanki 12%
2 łyżeczki mąki kukurydzianej
1 mała cebula
4 ząbki czosnku
3 łyżki posiekanego, świeżego tymianku
1 łyżeczka oliwy
sól morska
świeżo mielony pieprz

Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie. Kurki dokładnie myjemy pod bieżącą, zimną wodą. Na patelni rozgrzewamy oliwę, szklimy na niej cebulę. Dorzucamy kurki. Gdy odparuje woda, którą puszczą grzyby wrzucamy czosnek i zalewamy całość kubkiem zimnej wody. Przyprawiamy solą i pieprzem. Dusimy całość na małym ogniu przez około 5-7 minut. Do śmietanki dodajemy mąkę kukurydzianą i dokładnie mieszamy. Dolewamy do wywaru na patelni, mieszamy, przyprawiamy tymiankiem i pieprzem. Gotujemy na średnim ogniu, aż zgęstnieje.
Kaloryczność sosu to ok. 170kcal/ porcja.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Wyniki konkursu z EKOPRODUKT.

(Ekoprodukt)
Nadszedł czas na wyniki konkursu z firmą Ekoprodukt. Przypominam, że nagrodą była pyszna i zdrowa amarantusowa paka. Konkurs, zasady i odpowiedzi znajdziecie tutaj.
Szczerze mówiąc wybór nie był łatwy, ponieważ odpowiedzi były podobne do siebie. Długo wahałam się pomiędzy dwoma osobami, w efekcie wygrywa Paula Rogóż, za humorystycznie napisaną i zgrabnie ułożoną odpowiedź:

"Ekologia . ? Podchodzę do sprawy ekologicznie !
E - Ekologiczna torba ? Robię zakupy i nie chce tych jednorazówek . Wolę zabrać swoją wielokrotnego użytku. Często są dostępne w wielu ładnych wariantach . Tamte tylko mi przeszkadzają i co z nimi potem zrobić , a można dbać o środowisko ? Można! 
K - Kolektory słone słonko grzeje kolektory , a my mamy ciepłą wodę . 
O - Ochrona zwierząt . Dlatego jeśli chodzi o kosmetyki nigdy nie wybieram tych testowanych na zwierzętach .
L - Logiczne jest to , że domowe produkty są zdrowsze . Dlatego u siebie w domu wolę zrobić sama ciastka czy placek , bo te sklepowe mają szkodliwe produkty . 
O - Ochrona środowiska poprzez mycie zębów ? Tylko z zakręconym kranem . 
G - Gorąca i długa kąpiel ? Nie! Wolę szybki i orzeźwiający prysznic . 
I - Irysy , gerbery , stokrotki i inne moje rośliny podlewam deszczówką . Woda , która podczas deszczu spływa z dachu spływa do beczki skąd mam jej nieustanne źródło .
C - Chleb ? Robię sama! Przez wakacje postanowiłam , że będę robić chleb w siebie , a po wakacjach będę miała sprawdzone przepisy . 
Z - Zakrętki . ? Zbieram! Te plastikowe oddaję potem do szkoły licealnej w moim mieście na akcję charytatywną . 
N - Na noc wyłączam listy od komputera i telewizora , gaszę wszystkie światła . W ten sposób oszczędzam prąd i energię . 
I - Inwestycja! Moja mini . Mam malutki ogródek w którym posadziłam różne warzywa i już są plony . ! A owoce . ? Od babci i ze swojej działki . Są tylko podlewane , reszta to już naturalnie . 
E - Ewentualnie mogę jeszcze dodać , że jeśli chodzi o jedzenie nic się nie marnuje . ! Moja rodzinka nie marnuje . Gdy robię razem z mamą placek czy inny deser wyjadamy wszystko lub zamrażamy . Na obiad gotujemy więcej i mój pies je zdrowo . A malutkie okruszki wędrują do chomika (który wczoraj zaginął ;c )


Amarantus . ? Hmm . Dowiedziałam się dziś o nim pierwszy raz! Wiem , że jest to zboże bogate w wiele witamin . Z chęcią bym spróbowała . "

Gratuluję Pauli i dziękuję wszystkim za udział w konkursie :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Lekkie placuszki pancakes na serku.

Pierwsze placuszki zrobiłam mniej więcej cztery lata temu. Wtedy też zaczęłam więcej czasu spędzać w kuchni i buszować po blogach. Od tamtej pory uwielbiam taką formę śniadania. Bardzo często zmieniam przepis na placuszki w zależności od tego, co akurat mam w lodówce. Czasem, jeśli mam maślankę są to pełnoziarniste pankejki na maślance. Jeśli znajdzie się przejrzały banan, którego trzeba w końcu zużyć - lekkie placuszki owsiane. Jeśli w koszyku na parapecie leży jedno zapomniane jabłko - będą to placuszki z jabłkiem. Tym razem zrobiłam coś całkiem nowego. 
Ostatnio na wielu blogach widziałam placuszki robione na serku ricotta. Byłam pewna, że muszą być pyszne - lekkie, puszyste i kremowe. Problem w tym, że nie używam ani serka mascarpone ani ricotta. Rozwiązanie przyszło nagle - serek homogenizowany! Sprawdził się (musi być gęsty) - placuszki wyszły idealne, dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam.
Przepis (na 1 porcję):
1 opakowanie naturalnego serka homogenizowanego (150g)
1/2 szklanki mąki pełnoziarnistej
1 jajko (białko i żółtko osobno)
1 łyżka otrębów (u mnie miks)
50ml mleka
Stevia, miód lub cukier trzcinowy
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli

Białko ubijamy ze szczyptą soli mikserem na prawie sztywno. W miseczce mieszamy żółtko, serek homogenizowany i mleko. Dosypujemy mąkę, otręby, słodzik i proszek do pieczenia. Mieszamy całość łyżką, dodajemy pianę z białek i łączymy delikatnie.
Smażymy placuszki na patelni, zwilżonej niewielką ilością oleju rzepakowego. 
Placuszki można podać na przykład tak - przełożone dżemem i masłem orzechowym. Jako dodatek świeże owoce. Można je też posmarować kremem czekoladowym (wersja bardzo nie dietetyczna), tylko dżemem lub podawać tylko z syropem klonowym lub z agawy.
Z podanego przepisu wyszło mi 8 średniej wielkości placuszków.
Przepis dodaję do akcji Kuchnia 24/7 -jest to idealne, pełnowartościowe śniadanko, które da kopa na cały dzień.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Pomysł na owsiankę.

Kolejna edycja długiego cyklu śniadaniowego pt. "pomysł na owsiankę".
Owsianka ugotowana na szklance wody z mlekiem (pół na pół). Z dodatkiem masła orzechowego i chrupek orkiszowych (od Ekoprodukt). Pyszna - słodka i chrupiąca.
Chrupki są świetnym dodatkiem do musli, płatków i owsianek. Już kiedyś na własną rękę zaopatrzyłam się w "chrupiącą grykę z melasą" - mogę szczerze polecić :)

sobota, 11 sierpnia 2012

Parówki w cieście francuskim.

Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam coś, od czego jestem uzależniona i co niestety jednocześnie jest bardzo kaloryczne. Nawet lżejsze wersje składników, których używam - ciasto francuskie light, odtłuszczone parówki i  ser o obniżonej zawartości tłuszczu niewiele tu pomagają. Ale prawda jest taka, że chęć na to danie nachodzi mnie przynajmniej raz w tygodniu. Niemniej jednak, zazwyczaj udaje mi się odeprzeć to podstępne uczucie. No, ale nie zawsze się udaje... Nawet nie będę pisać ile to kalorii, bo nie wypada :P
Nasza porcja obiadowa (dla 2 osób):
płat ciasta francuskiego
5 parówek
1 mała cebula
5 plasterków sera
sól, pieprz
czosnek suszony w młynku
woda lub roztrzepane jajko

Rozwijamy ciasto francuskie i przekrawamy je na dwie połowy wzdłuż (aby wyszły dwa długie pasy). Całe ciasto posypujemy solą morską i suszonym czosnkiem. Na to układamy (w górnej części płatu) posiekaną drobno cebulkę, po plasterku sera i obraną z folii parówkę. Mi na każdym pasie mieści się dwie i pół parówki. W tym momencie lubię przekroić płat w miejscach między parówkami, aby wygodniej się zawijało je w ciasto. Zawijamy w ruloniki, długie kawałki kroimy na pół. Z każdego pasa wychodzi mi 5 kawałków. Zawijasy układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, smarujemy wodą lub roztrzepanym jajkiem, posypujemy solą, pieprzem i czosnkiem. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy na złoty kolor (u mnie ok. 30 minut).